piątek, 24 sierpnia 2012

Po baaardzo długiej przerwie.

Przerwa w publikowaniu wiąże się z przerwą w wędkowaniu. Niestety przez ostatnie dwa i pół miesiąca niestety nie wędkowałem z przyczyn ode mnie nie zależnych. Ale wreszcie przyszedł czas. Dwudniowy wyjazd do Białego Dunajca z moją piękniejszą połową i wędkami w bagażniku. Zakwaterowanie mieliśmy po wcześniejszej rezerwacji w poniekąd znanym już pensjonacie "Pod Hubami" u Franka Sikonia.


Jako że żonie również coś się należało z wyjazdu, to i pierwszy dzień do południa upłynął na zwiedzaniu Tatr po czym zawitaliśmy u Franka.



Po przyjeździe niestety nie zastaliśmy go gdyż jeszcze był w pracy. Zastaliśmy za to kolegów po kiju i od razu zagaiłem w temacie rybek. ElMariano który właśnie wrócił z rybek został "pociągnięty za język" co aktualnie "chodzi" na Białym. Wcześniej wyjeżdżający Czarnypas pochwalił się nimfą która najbardziej mu się sprawdziła. Do powrotu Franka miałem co robić. Wziąłem się za "papugowanie" tego co miało być skuteczne.
Po ukręceniu kilku nimfek wrócił nasz gospodarz. Gorące powitanie i radość z ponownego spotkania. Zakwaterowaliśmy się w pokoju i wyszliśmy na spacer do sklepu po małe co nie co. 

Po drodze nie małą atrakcją dla ceprów takich jak my, było przejeżdżające góralskie wesele i jeden z górali który zapałał chęcią odkupienia mojej żony :). Śmiechu było co nie miara :).



Gdy wróciliśmy zasiedliśmy w altanie przy chłodnym piwku z Marianem z Ostrowca Świętokrzyskiego oraz poznanym Jackiem z Warszawy. Popijając złoty napój czas upływał na rozmowach o rybkach aż wyszedł nasz gospodarz i stwierdzeniem "idziemy na ryby" oderwał nas od rozmowy. Przyszedł czas na praktyczne sprawdzenie ukręconych nimf. Szybkie przebieranie i hajda nad Biały Dunajec.


W ruch poszły ukręcone nimfki. Prawdę powiedziawszy, nie powalały skutecznością. Chociaż z drugiej strony patrząc, dwa zapięte pstrągi to i tak nie źle na tle Jacka i Mariana. Franek powalił nas wszystkich na kolana. Wieczorem pstrągi zaczęły wychodzić do suchej. Zbiórki wyglądały jak by to małe lipienie żerowały na rojącej się jęteczce a Franek jako jedyny wziął sprzęt do suchara i połowił. No cóż, jutro też jest dzień.
Wieczorem zasiedliśmy przy szklaneczce snując plany na kolejny dzień  po czym zalegliśmy na odpoczynek.
Z rana pobudka o 5.30, szybka toaleta, kawa i o 6.30 zgodnie z planem siedzieliśmy w drodze na Łysą Polanę. Cel - Rusinowa Polana. Po siódmej  zaparkowałem przed wejściem do TPN. Już całkiem sporo ludzi udawało się do Morskiego Oka a ja z żoną jako jedyni odbiliśmy w bok, na szlak prowadzący na wspomnianą Rusinową Polanę. Co prawda nie pierwszy raz tam szedłem, ale jak za każdym razem widoki roztaczające się w okół w czasie wędrówki ku górze zapierały dech w piersiach. Kto tam był to i wie jak jest tam pięknie, a kto nie był to szczerze polecam takową wycieczkę.





Po wejściu i krótkim odpoczynku nabieraliśmy chęci aby iść jeszcze dalej na Gęsią Szyję ale mnie kołatało już w głowie co innego. Jeżeli wyrobimy się i wrócimy na 11.00 z powrotem do Franka to jedziemy powędkować na Białkę. Więc żona miała nici z wyprawy na Gęsią. Przypuszczam że następnym razem mi nie odpuści.
Oczywiście zameldowaliśmy się na czas. Jedziemy na Białkę. Po drodze jeszcze zakup oscypków jako że my już nie wracamy. Drugim samochodem pojechał Franek z Marianem.
Na miejscu szybkie przebieranie i na rybki. Niestety, gapowe się płaci. Nie wziąłem ze sobą aparatu więc i pamiątkowych zdjęć z wędkowania nie zrobiłem. Porobił troszkę Franek, więc przy następnym spotkaniu z pewnością sobie od niego wezmę. (A wstępnie jesteśmy umówieni na wrzesień, więc niebawem.)


Połowiliśmy troszkę pstrążków, Franek spiął lipienia ok.40cm, pochodziliśmy po rzece i w pewnym momencie każdy z nas już miał dość. Mnie nogi już odmawiały posłuszeństwa. Wracamy. Gdy po powrocie do samochodów zdjęliśmy buty i gacie, każdy z nas poczuł wielką ulgę. Najprzyjemniejsze chwile dnia były właśnie przed nami. Poszliśmy na skraj lasu nad Białką, rozpaliliśmy malutkie ognisko wstawiając wodę na kawę i zalegliśmy odpoczywając. 


Kawa z ogniska, pieczone kiełbaski oraz polegiwanie i wspólne rozmowy postawiły nas na nogi. Zdecydowaliśmy jeszcze podjechać na Dunajec.

Franek z Marianem jeszcze troszkę powędkowali. Ja jedynie pospacerowałem brzegiem.







Na koniec wspólne zdjęcie z Frankiem, z żoną i przyszedł czas się pożegnać. No cóż, to co przyjemne szybko się kończy. Do następnego!





2 komentarze:

  1. Piękna okolica, a zdjęcia super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie BOMBA ! Wspaniała relacja. Nie ma to jak wypad w nieznane. Gratuluję i pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń