Nidzica, bo o niej mowa, jest niewielką rzeczką o dnie przeważnie gliniastym. Bardzo często toczy swe wody trącone, a po deszczu zawsze płynie kawa z mlekiem. Ale coś tam w niej pływa. Wiem bo przecież wcześniej uganiałem się po niej z "korbą".
Jako że pierwsze lekcje krótkiej i długiej nimfy już pobrałem to na kolejnym wyjeździe miałem co ćwiczyć. Krótka nimfa jakoś mnie nie cieszyła bo i nie umiałem tą metodą łowić więc łowiłem na długą. Obłowiłem pierwszą miejscówkę, drugą, trzecią i wynik był niezmieniony, czyli dalej nic. W pudełku robiły się coraz większe dziury. Specyfiką tej rzeczki jest to, że jest w niej mnóstwo zaczepów w postaci korzeni i gałęzi. Jak to mówią, "gdzie patyki tam wyniki" więc nie zrażałem się i wędkowałem dalej zakładając kolejne nimfy. Wywiązałem brązkę z pomarańczowym szaliczkiem ze spectry i zacząłem obławiać kolejną miejscówkę. Jedno przepuszczenie, drugie i... Nagle końcówka sznura drgnęła zatrzymując się i nieco odpływając w bok. Zacięcie i kij wygiął się w pulsującą parabolę. Jest! Pierwsza rybka na muszkę!
Tego dnia zapiąłem i wyholowałem jeszcze kilka pstrągów potokowych z czego największy miał 36cm. Oczywiście wszystkie rybki powróciły tam gdzie ich miejsce, czyli do wody.
Jaki ja byłem szczęśliwy! Pierwsze rybki! Wracając do domu po udanym wędkowaniu już myślałem o kolejnym wyjeździe.
Z każdym wyjazdem nabierałem doświadczeń dzięki poznawanym międzyczasie kolegom i czekałem na złowienie pierwszego lipienia, a do czerwca było już tuż,tuż. W tamtym czasie również nabrałem pewności że to jest to! Tą metodą chcę wędkować! I zaczęło się, kolejne inwestycje w sprzęt, ciuchy i wszystko co się w okół muchowania kręci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz